niedziela, 10 marca 2013

Sin proncess's story ( 2 )

- 2 -
                 Obudziłam się w środku nocy. Na wpół przytomna wyszłam z komnaty i powoli zeszłam po białych, marmurowych schodach. Pałac wyglądał normalnie: piękne marmurowe kolumny i kominki zdobiły wielki holl, na którego środku był perłowo biały dywan. Biały? Tek kolor na posadzce to nie... szkarłat? Zignorowałam to. Wyszłam na skąpany w świetle księżyca podjazd. Powolnym krokiem minęłam stajnie i doszłam do bram ogrodu. Puściłam się biegiem tak dobrze znaną mi ścieżką. Gdy wyszłam zza krzaków na ulubioną polanę, zorientowałam się, że coś jest nie tak. Trawa miała ni ten kolor. Nie była ciemnozielona, tylko czerwona. Po drugiej stronie polany, ukryty w mroku stał wilk z wczoraj. Czułam jego obecność. Zwierzę weszło w snop światła. Z pyska zwisywało mu ciało Luke'a.  Wszystko pochłonęła czerń.

* * *

                 Z krzykiem wypadłam z łoża. Nie całe pół minuty później w mojej sypialni znalazła się moja służka Margaret z bronią w ręku. Gestem pokazałam jej, by usiadła koło mnie. Zrobiła to, a ja wybuchnęłam płaczem. Objęła mnie ramieniem, a mój szloch poniósł się echem po korytarzach zamku. Margaret zastępowała mi matkę.
- Panienko? Co się stało? - zapytała i czułym gestem gładziła mi włosy.
- Zwykły koszmar. Czy.. Luke... jest w zamku? - spytałam niepewnym głosem.
- Oczywiście. Czemu miałoby go nie być?
- Nie ważne. Przepraszam, że Cię obudziłam. Uspokój proszę ojca. Dobranoc. - powiedziałam jej i usnęłam z powrotem. Nic mi się nie śniło.

* * *
           

           Rano Margaret znów była przy mnie i czekała z gotową suknią dla mnie.
- Dzień dobry...- przywitałam się przeciągając się.
- Dzień dobry Panienko.Czy już wszystko w porządku? - spytała zaniepokojona.
- Oczywiście, że tak! Proszę, zapomnij o tym.
- Jak sobie życzysz.
          Gdy jak co dzień pomogła mi zawiązać gorset od sukni i uczesać moje kruczoczarne włosy, powiedziała:
- Proszę zejść na śniadanie i uważać na siebie.- po tych słowach zbiegła na dół.
            Wyszłam z pokoju i zobaczyłam Luke'a stojącego przed moimi drzwiami.
- Mam Panience towarzyszyć przez cały dzień, by Panienkę chronić.- powiedział nie patrząc mi w oczy. Popatrzyłam zdziwiona na niego. Pewnie rozkaz ojca...
- Mhm. Chodźmy. - zeszłam ze schodów, wiedząc, że pójdzie za mną,
- Przepraszam bardzo za to, że wczoraj zmusiłem Panienkę do biegu...
- Nie przepraszaj! Gdybyś mnie nie pociągnął za rękę pewnie bym z tobą nie rozmawiała - uśmiechnęłam się do niego - I skończ z "Panienką". Rose wystarczy.
 Zaskoczony przystanął na chwilę, ale po chwili na jego twarzy również zagościł uśmiech.
          Po posiłku spytałam się Luke'a:
- Możesz coś dla mnie zrobić?
- Co tylko zechcesz Panien... Rose.
- Opowiedz mi o sobie. Jesteś tu od trzech miesięcy, a ja nic o tobie nie wiem.
- Ja... Chciałbym, ale... On... - odetchnął - Nie mogę. Wybacz.
- Ale czemu?
- Ponieważ nie chciałabyś mnie więcej widzieć, gdybym Ci powiedział. Wybacz. - powtórzył  kończąc ten temat- Co chciałabyś zrobić teraz?
- Pójdę odwiedzić mamę. - ruszył za mną, ale dodałam -  Sama.

Sin princess's story ( 1 )

Ohayo! Mam na imię Kinga i zaczynam pisać tego bloga w nadziei, że komuś spodoba się moje opowiadanie :) Piszę, bo to kocham. Jestem otwarta na propozycję co mogę zmienić :) Pierwsza notka jest krótka, ale mam nadzieję, że komuś się spodoba :)
____________________________________________________________________

-1- 

                    Było upalne letnie popołudnie. Po raz pierwszy tego dnia udało mi się uwolnić od służek i mogłam iść spokojnie na grób matki. Zawsze tam chodzę, gdy mam problem lub gdy, tak jak teraz, chcę być sama. Podeszłam do pięknego, szarego nagrobka, po którym pięły się dzikie róże. Takie jakie uwielbiała.
- Witaj mamo. - wyszeptałam kładąc zebrane w ogrodach kwiaty na zimnej płycie. - Pewnie już o tym wiesz, ale z Aidenem źle się dzieje. Czuję się nieswojo w jego towarzystwie. Może dlatego, że przez polowania z ojcem stał się bardziej brutalny? Już nie rozmawiamy jak kiedyś... właściwie to nie rozmawiamy. Po twojej śmierci wszystko się zmieniło... Tęsknię za tobą. Niedawno ojciec przyjął do dworu chłopca niewiele starszego ode mnie. Ma na imię Luke. On jest... inny? Nie. Ciekawy. - przerwałam słysząc nawoływania ze strony dworu - Mamo, muszę iść. Do zobaczenia. Kocham cię.
                  Zaczęłam przedzierać się przez gęste i zadbane trawy naszych ogrodów. Tak. Ogrodnik spisywał się na medal.
- Panienko Rosalie! Panienko Rosalie! - usłyszałam głos mojej służki - Proszę szybko wracać!
Ale ja nie miałam ochoty wracać. Mówiłam im, że będę w ogrodzie i że nic mi się nie stanie jak przez chwilę będę sama. Mam 17 lat. Od czasu, gdy byłam siedmioletnim dzieckiem uczono mnie jak władać szpadą, mieczem i językiem. Wychowano mnie na kulturalną dyplomatkę, która w razie 
niebezpieczeństwa potrafi się obronić. Gdy głos się przybliżył, zaczęłam biec podwijając swoją długą, wrzosową suknię. Zmierzałam do miejsca, w którym nigdy nikt mnie nie znalazł. Do mojego skrawka raju.
                 Zaciszna polanka była taka jak zawsze. Ciszę panującą w tym czarownym miejscu zakłócały ptaki i szmer strumienia nieopodal. Tu mogę odpocząć. Położyłam się na trawie, uważając by nie poplamić sukni. Zamknęłam oczy i pozwoliłam zawładnąć wspomnieniom z czasów, kiedy ja i Aiden bawiliśmy się razem na tej polanie. Dni mijały zawsze wesoło i spokojnie. Do czasu, gdy skończyłam 13 lat. To właśnie wtedy nasz świat się zachwiał pozostawiając wielką lukę po naszej matce. Potem Aiden się zmienił. Stał się agresywny i zaczął mnie unikać... Otworzyłam oczy i zobaczyłam Luke'a . Wysoki osiemnastolatek o czarnych włosach i o szmaragdowych oczach stał na skraju polany i patrzył na mnie przerażonym wzrokiem. Nie. Nie na mnie. Dał mi znak, żebym się nie odwracała, ale ja go nie posłuchałam i stanęłam twarzą w twarz z wielkim, czarnym wilkiem z obnażonymi kłami. Powoli zaczęłam się wycofywać w stronę chłopaka. Gdy dotknęłam plecami torsu Luke'a usłyszałam niski, lecz delikatny szept:
- Panienko, teraz mam zamiar stąd uciec i liczę, że panienka postąpi tak samo.
- Znasz drogę?
- Oczywiście. - to mówiąc złapał mnie za rękę i pociągnął błyskawicznie w najgęstsze krzaki.
               
Po paru minutach szaleńczego biegu Luke wspiął się zręcznie na drzewo i szybko pomógł mi się na nie dostać. Chwilę po tym, jak usiadłam na gałęzi drzewa, wielki wilk pojawił się pod naszym drzewem. Gdyby od razu biegł, na pewno nie siedziałabym teraz tutaj. Luke wyjął róg i zadął w niego, a długi, niski i głośny dźwięk potoczył się po lesie. - Skąd.. ta.. bestia się wzięła? - wydyszałam.
- Prawdopodobnie to na niego poluje twój brat. - odparł spokojnie Luke.
- Aiden? Myślisz, że usłyszał ?
- Jestem pewien. Patrz. - wskazał na pobliskie drzewa.
            Spomiędzy nich wyłonił się mój brat z łukiem przewieszonym przez ramię i zaciętym wyrazem twarzy. On i jego dwóch towarzyszy naciągnęło łuki i skierowało je w stronę bestii, która prężyła się do skoku na nich. Jednak nie dałam im wystrzelić. Wyjęłam szablę z pochwy schowanej pod suknią, zamierzyłam się i rzuciłam. Klinga wbiła się wilkowi między łopatki, a ja krzyknęłam do brata:
- Dobij go, a Laurent będzie miał z czego zrobić kolację! - Aiden wystrzelił i bestia padła martwa.
             Luke zeskoczył z drzewa, po czym wyciągnął rękę z uśmiechem i podziwem na twarzy, lecz Aiden odepchnął go i ściągnął mnie z drzewa.
- Świetny rzut, Rose. Nie spodziewałem się! -pochwalił mnie.
- Och, po prostu nie doceniłeś młodszej siostrzyczki! Może kiedyś będę dla ciebie konkurencją - drażniłam się z nim- Ale dziękuję.
- Paniczu, ja również dziękuję za odpowiedź na me wezwanie - powiedział Luke kłaniając się nisko.
- Nic takiego. Zabierz ją do domu, a my zajmiemy się zwierzęciem.
- Oczywiście. - zwrócił się do mnie- Proszę pójść ze mną.

             *  *  * 


              Zaprowadził mnie pod drzwi komnaty, po czym ukłonił się nisko i z gracją odszedł. Przez całą drogę nie odezwał się ani razu, ale wydaje mi się, że na jego twarz była zarumieniona. Tak jak powiedziałam mamie- ciekawy.